O mnie

Cześć jestem Justyna, miłośniczka ciepłej herbaty i grubego kocyka. Ksiażkoholiczka pożerająca wszystko od dramatu po komedie. Prywatne żona i matka, która gdy tylko może ucieka do świata marzeń.

Ostatnie Posty

Zakorzenione nadzieja, jak nie dałam się pokonać rakowi, Justyna Trzeciak-Gorzelanna

Recenzja Ambasadorska

 

Dziś doceniam każdy poranek bez bólu, każdą chwilę spędzoną z rodziną, każdy nowy listek u moich roślinek, każdy przyjemny moment poza szpitalnymi murami”.

Rak piersi – najczęstszy nowotwór złośliwy gruczołu sutkowego wywodzący się z tkanki nabłonkowej. Na świecie rak ten jest najczęściej występującym nowotworem złośliwym u kobiet. Rak sutka pojawia się także u mężczyzny, jednak jest rzadki i zwykle późno a rozpoznawalny.

Mój mózg działał na zasadzie realizacji pewnego planu, punkt po punkcie. Nie było przestrzeni na wątpliwości i strach ani złość, jak wcześniej. Pewne rzeczy trzeba było po prostu zrobić i tyle…”.

Pewnie zastanawiacie się dlaczego zdecydowałam się dać tej książce wsparcie ambasadorskie? Odpowiedź jest prosta. Jest, to książka, która ukazuje życie z rakiem. Od złego samopoczucia, diagnozy, leczenia, wyzdrowienia i nowego życia. Jest, to książka inna od wszystkich ale zacznijmy od początku!

Moja podróż jeszcze się nie skończyła, ale nauczyłam się, że siła nie polega na braku strachu, ale na umiejętności stawiania mu czoła dzień po dniu”.

 

Jak nie dałam się pokonać rakowi!

Autorką i bohaterką tej opowieści jest Justyna Trzeciak-Gorzelanna, Która zdecydowała się na napisanie tej książki by opowiedzieć nam swoją historię, gdy cały świat się zawalił. Usłyszała ona bowiem diagnozę raka piersi z przerzutem. Tu w tym miejscu należy zaznaczyć, że nie jest, to poradnik medyczny ale pełna emocji, nadziei i praktycznych wskazówek opowieść kobiety, która dzieli się z nami tym co przeszła.

 

 

W tej książce i chce pokazać, że życie po chorobie może być inne, ale to wcale nie oznacza, że gorsze. Nowe życie zaczyna się w momencie, gdy człowiek nauczy się doceniać małe rzeczy, gdy nauczy się kochać siebie i nie bać się zmiany”.

Rak – diagnoza której nikt z nas nie chce usłyszeć!

Wiadomo każdy przeżywa to na swój sposób ale idzie się utożsamiać z autorką „Zakorzenione nadzieja”. Przed lekturą Justyna przestrzegała, że zawarte są w tej książce są wulgaryzmy. Jednak nie jest ich dużo – śmiem podejrzewać, że ja w swojej publikacji użyła bym ich znacznie więcej!

„On nie jest tylko moim mężem. Jest także moim przewodnikiem, wsparcie i źródłem siły. Dla niego nie ma rzeczy niemożliwych, bo oni koncentruje się na problemach, ale na ich rozwiązaniu. Z nim każdy dzień jest lepszy, każda trudność łatwiejsze do zniesienia”.

Ta pozycja po prostu położyła mnie na łopatki a łzy zaczęły lecieć jedna po drugiej. Książka została podzielona na rozdziały- jest ich osiemnaście. Autorka w tej pozycji skupię się na sobie, swoich odczuciach. Na dzieciach i rozmowie z nimi, na relacji z mężem i wzajemnej pomocy.

Śmierć to temat, o którym nikt nie chce rozmawiać, zwłaszcza z dziećmi. A jednak życie zmusiło mnie do tego, na co nie byłam gotowa. Najtrudniejsze było to, że nikt mi nie mówił, co mam robić, jak z nimi rozmawiać, jakie przygotować na moją ewentualną śmierci. Nie ma gotowej recepty”.

Pisze też o szukaniu pomocy u specjalistów między innymi u dietetyka i psychologa. Zwraca też uwagę na odpowiednią suplementację. Okładka jest prosta, minimalistyczna. Korol zielony, to kolor nadziei. Na pierwszym planie widać piękną czerwoną różę, która wyrasta po prostu z trawy. I nie bez powodu na okładce znalazło się róża. Róża bowiem stała się symbolem odrodzenia – nowego życia autorki.

Moje zdrowie, które nieustannie stawia na wyzwania, nigdy nie było powodem, byśmy przestali patrzeć w przyszłość razem. Z mężem u mojego boku nawet w najtrudniejszych chwilach nie tracę nadziei.

Książka polecam przeczytać każdemu a w szczególności tym którzy mierzą się z chorobą lub mają w najbliższej rodzie osobę chorującą. Warto wiedzieć w jaki sposób wesprzeć chorego, ponieważ samo „będzie dobrze”, „to tylko włosy” mogą przynieść odwrotny skutek….

To nie jest przygnębiająca książka – przeciwnie, daje dużo siły i pokazuje, że nawet w bólu można znaleźć sens.

POLECAM!!!

 

Niektórzy pacjenci byli nawet zabawni. Czasem chichraliśmy się do łez mimo smutnego kontekstu. Poziom endorfin rósł do tysiąca procent. To było takie miłe. Z biegiem czasu zaczęłam nabierać coraz większego dystansu do tego wszystkiego. Kiedyś byłam nerwusem, dziś jestem pełna pokory i dystansu do życia”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *